muzyka elektroniczna, el-muzykamoog

Włochy, 3-10 czerwca 2006

Ricochet Gathering 2006

Nasza podróż na Ricochet Gathering 2006, który odbył się we Włoszech, a dokładniej mówiąc w słonecznej Toskani, odbyła się tradycjnie już z przygodami (moja pierwsza wyprawa kosztowała mnie wymianę skrzyni biegów w poprzednim aucie, a poprzednia którą odbyliśmy z Jakubem i jego żoną, kosmiczną awanturę z właścicielem firmy przewozowej, która nie wysłała po nas busa na lotnisko).

Tym razem już na miejscu, na które dotarliśmy autem o kilka godzin później niż planowałem (całą Austrię jechaliśmy w korkach) okazało się, że na naszych mapach nie ma miejscowości, w której mieliśmy nocleg. Na szczęście bardzo mili Włosi rysyjąc na kartkach kierunki, dali nam możliwość dotarcia do pięknej willi, w której spędziliśmy pierwszą noc. Jak się okazało jedyną, bo Vic w ostatniej chwili odwołał rezerwację naszego pobytu w tym miejscu i od następnej nocy spaliśmy już we wspolnej dla innych willi - tej, w której odbywały się nasze jamy.

Pierwszy nasz jam, (jeszcze bez Józka) polegał głównie na krótkich prezentacjach poszczególnych muzyków i zgraniu się. Każdy z nas miał po kilka minut dla siebie, a potem odbyliśmy nasze wspólne jam sesion. Było ono bardzo opóźnione (co stało sie później regułą) bo były poważne problemy z dźwiękiem, dopiero po dłuższym czasie udało się ekipie technicznej tak wszystko poustawiać, że muzyka brzmiała już idealnie. Był to zresztą bardzo luźny jam rzekłbym rozgrzewka przed poważniejszymi nagraniami.

Następnego dnia zjawił się Józek, który zagrał z nami niestety do jednego tylko utworu, ale po prostu był zmęczony długą jazdą. Idea tym razem była taka, że na zmianę różni muzycy zaczynali jakiś utwór, nadając tempo i główną linię melodyczną, pozwalając reszcie na swobodne rozwinięcie i interpretacje reszty. Podkłady dawali: Paul Neagle, Paul Lawler, Polaris i piszący te słowa Yarek. Tym razem muzyka była bardzo różnorodna i widać było że każdy wykonawca ma swoje ulubione barwy i style.

Dnia drugiego, w pełni już wypoczęty zagrał Józek Skrzek i od razu było widać, że jest gwiazdą imprezy. Jego melodyjne solówki idealnie wpasowywały sie w muzykę i to niezależnie od tego, kto dawał podkład.
 
Inną osobistością imprezy był Edgar, który grał na Tereminie i czasami śpiewał. Jego instrument, którego brzmienie było nie do podrobienia nadawał smaczku poszczególnym fragmentom i nagraniom.
W tym roku oprócz wspomnianego Edgara, gościliśmy również innego muzyka z Anglii. Był nim Andy Pickfrod, który grał na klawiszach (nie swoich zresztą), jeżeli chodzi o sprzęt to z pewnością Jakub opisze to lepiej ode mnie w swojej relacji, ja mogę tylko powiedzieć, że największe wrażenie robił analogowo cyfrowy zestaw jaki przywióżł ze sobą Paul Neagle (na fotografi będzie to widoczne), zresztą jego barwy były natychmiast rozponawalne i nadawały smaczku i kolorytu całemu wydarzeniu.

Osobną postacią jaka gościła na imprezie był Volfram der Spyra, muzyk który przychodził grać pod koniec naszego jamu, wyraźnie zaznaczając, że teraz jest jego "wejście". Jako jedyny miał zresztą przygotowane już wcześniej pół gotowce w laptopie i wybierał sobie poszczególnych muzyków, którzy mają z nim zagrać.
Nie będę się tutaj rozpisywał o każdym z muzyków bo nie o to w tym chodzi, (w końcu przyjechali sami zawodowcy z najwyższej półki) graliśmy przecież dla przyjemności a nie dla popisów muzycznych, tym co cechowało tegoroczną imprezę był po prostu wakcyjny luz.

Powstało bardzo wiele nagrań, w tym jedno poświęcone wydarzeniu jakim były 60-te urodziny Edgara Froeze (do tego projektu oprócz mnie, Vic wytypował: Józka Skrzeka, Polarisa, Conrada Gibonsa i Paula Lowera), nagranie zresztą było utrzymane w klimacie New Berlin Schule. I wyszło tak profesjonalnie, że w zasadzie jako gotowiec nadawało sie na płytę. Jednak klimaty berlińskie stanowiły mniejszość na tegorocznym RG 2006. Mniej również było muzyki Trance, którą graliśmy głównie: Steve Schroyder, Volker Konig, Paul Nogel i ja (czasami w te klimaty wchodzili Polaris i Józek Skrzek). 


W zasadzie to można było podzielić nasze granie na dwie fazy ta piewsza odbywała się po 11:00 i kończyła po 2 nad ranem (była to muzyka grana z większą dyscypliną i starannie dopasowana). Później kiedy część ludzi szła spać powstawały najbardziej szalone kompozycje, w tym odjazdowa wersja "Autchoban" w której do mojego podkładu zagrali (i zaśpiewali) Edgar, Józek, Steve, Volker i Spyra. Podobnie ciekawie było z pomysłem Jakuba, gdzie do jego podkładu ("das robot") na wokoderze zaśpiewał Józek a reszta wtórowała mu na instrumentach.

Mam wrażenie, że w tym roku w ogóle było dużo polskich akcentów, bo obaj z Jakubem mieliśmy laptopy,( i dawaliśmy sporo naszych pomysłów na kompozycje), a Józek chętnie z nami grał co powodowało, że jako trio z Polski tworzyliśmy pewien "nasz" klimat.
Po raz pierwszy również zdarzyło się że gościnnie wystąpiła moja żona śpiewając partie wokalne. Dla mnie bardzo ważną i niezbędną postacią w tym roku był nasz gitarzysta Bil Fox, jego solówki były po prostu rewelacyjne!

Przez nasz wspolny czas zabawy (bo oprócz grania mogliśmy zwiedzać Toskanię, a ja razem z żoną praktycznie co dzień byłem w innej jej częsci i naoglądałem się takich widoków i miejsc, że będzie co opowiadać przez kilka lat) i miło spędzonych od muzyki chwil dominował wakacyjny luz i atmosfera.
Następna tego typu impreza odbędzie się w 2007 roku w USA, w narodowym parku Yelowstone i wątpię by oprócz Józka, (który jako gwiazda ma pełen zwrot kosztów za udział w tym wydarzeniu) było mnie stać na udział w niej. Czekam więc cierpliwie na powrót R.G. do Europy, a ma to nastąpić w 2008 roku. Żegnaj słoneczna Toskanio, ciao! Przyjaciele do zobaczenia na innej edycji Ricochet Gathering .




Jarosław Degórski

« powrót